Przejdź do treści
Strona główna » Wiedza » „Kobietom nie wierzy się w ich ciała – kropka” *

„Kobietom nie wierzy się w ich ciała – kropka” *

Dzisiaj postanowiłam poruszyć trochę inny temat niż zwykle (niestety też mój osobisty), nie związany z fitoterapią, lecz ogólnie z leczeniem kobiet i podejściem do tego, co my kobiety mówimy, że odczuwamy. Jak tytuł użyłam tytułowy *cytat z książki „The Pain Gap: How Sexism and Racism in Healthcare Kill Women” autorstwa Anushay Hossain.

Artykuł (niestety anglojęzyczny -link na końcu), do którego przy okazji nawiążę, wprost pokazuje, że bardzo często, gdy mężczyzna odczuwa ból, otrzymuje pomoc szybciej, skuteczniej i jest uważany za „stoickiego”. Gdy kobieta odczuwa ból, często uważana jest za „histeryczną”, „emocjonalną” lub „udającą ból” (niestety mogę to potwierdzić z autopsji, czy Ty też?).

W samym artykule przytoczono wiele przykładów kobiet, którym nie uwierzono w to, co czują i to one poniosły tego  konsekwencje. Nie będę tu tłumaczyć całości tekstu, tylko opowiem Wam o tym zjawisku  na moim własnym przykładzie, bardzo podobnym do niektórych bohaterek artykułu. Mam nadzieję, że pomoże to chociaż jednej z kobiet (i może też mężczyzn?) czytających mój post.

Pamiętajcie, trzeba walczyć o siebie do skutku.

Mój ból jest ze mną od bardzo dawna, mogę powiedzieć śmiało, że praktycznie całe moje dorosłe życie. Nie tylko jest przy mnie tak długo, ale niestety stale postępuje i nigdy nie odpuszcza.
Przez wiele lat byłam jakoś w stanie zacisnąć zęby, przykleić uśmiech do twarzy (nadal to robię) i funkcjonować. Ile z Was tak robi? Przecież i tak nikt mi nie wierzył. Byłam wielokrotnie odsyłana do psychiatry, gdzie dla świętego spokju poszłam. Podobnie było też, gdy przechodziłam mój pierwszy i drugi zator płuc, którego „nie powinnam mieć”.
W ostatnich latach, gdy ból połączył się z miastenią, stał się dla mnie nie do zniesienia.
Musiałam bardziej intensywnie szukać pomocy u lekarzy, bo same przeciwbólowe metody naturalne 🌿 nie dawały już rady. Przy trochę słabszych lub przejściowych bólach stawów, kręgosłupa, czy mięśni można pomóc sobie przyjmując odwar z kory wierzby purpurowej doustnie i w kąpieli (naturalna, nieszkodliwa forma polopiryny), maść lub żel z kapsaicyną i specjalnie dobranymi olejkami eterycznymi (na bolesne miejsca), tynkture z czarciego pazura, stosując ciepłe solno-ziołowe kąpiele. Przy silniejszych bólach czasem pomaga zapisywana przez lekarza a nawet marihuana medyczna (tego też bezskutecznie próbowałam).
W kwestii bólu trafiłam niestety na mur – przecież bólu nie można łatwo zobrazować, zmierzyć, zbadać z krwi, oznaczyć przeciwciał i jak się okazuje również porównywać z innymi osobami. Do tego trzeba też pamiętać, że ból się sumuje – gdy boli jedno kolano, to nie jest to samo jak wtedy, gdy ból jest w kilku lokalizacjach.

Od jakiegoś czasu prowadzone są na świecie badania, które pokazują, że kobiety częściej odczuwają ból przewlekły, są bardziej na niego wrażliwe (mamy podobno więcej nerwów na cm2 skóry – https://www.livescience.com/433-ouch-women-feel-pain.html) i w dodatku odczuwanie chronicznego bólu zależy u kobiet od fazy cyklu miesięcznego (o tym też się niestety przekonałam na własnej skórze, gdy tuż przed menstruacją potrafiono błędnie wmawiać mi fibromialgię albo zespół mięśniowo-powieziowy jak wyjaśnienie bólu, który odczuwam).

Wracając jednak do wątku – byłam u różnych lekarzy, którzy mnie leczą – reumatologów, neurologów, neurochirurgów, internistów, ortopedów, byłam w różnych szpitalach (w Gdańsku i Warszawie), robiłam badania obrazowe (nikt ich nie oglądał, tylko opisy – często jak się okazywało niedokładne). Nikt nie patrzył na mnie jak na całość, tylko jak na swój „kawałek” i swoje wyobrażenie. Za każdym razem słyszałam – „TO NIEMOŻLIWE, ŻE PANIĄ TAK BOLI”.
Po 2 latach trafiłam w końcu do pierwszej Poradni leczenia bólu w Gdańsku, gdzie bez większych wątpliwości dostałam buprenorfinę w plastrach w najmniejszej dawce (silny opioid, który jednak mniej uzależnia niż inne, bo ma trochę inne działanie).
Od tego momentu do negowania mojego bólu doszło stwierdzenie „A PO CO PANI OPIOIDY, ONE SZKODZĄ”, „NA TO POMAGA PSYCHIATRA”  i inne tym podobne komentarze.

Wyjątkiem była i jest moja lekarka rodzinna i mój stryj (też lekarz, który całą swoją karierę zawodową związał z hospicjami), którzy wspierają mnie od dawna w „wyboistej” drodze do pełnej diagnozy.

Wracając do plastrów – nie usunęły całkowicie bólu, ale sprawiły, że (na początku) nie chodziłam już nocą po pokoju „wyjąc” z bólu. Mogłam się uczyć, prowadzić czasem zajęcia, spać. Ciągle było „NIEMOŻLIWE, NIEMOŻLIWE”, „PROSZĘ BRAĆ DODAŹNIE PANADOL” i jeszcze moje „ulubione” stwierdzenie, które usłyszałam nawet w tym tygodniu – „MIASTENIA NIE BOLI” (nigdy nie twierdziłam, że to miastenia boli, tylko że utrudnia ciału funkcjonowanie),

Szukając informacji „po” rodzinie, trafiłam w końcu do mądrego neurochirurga, który od razu patrząc na rezonas (tylko 1 „rejonu”) stwierdził „panią to musi bardzo boleć” . Dzięki Niemu udałam się do innej Poradni leczenia bólu, gdzie zaplanowano dla mnie dłużej działającą pomoc w postaci kilku termolezji (niedługo je zaczynam). Również dzięki Niemu odzyskałam trochę pewności siebie i dopiełam tego, że poszerzono mi diagnostykę.

Po ostatnich 4 albo 5 latach tułania się po różnych miejscach, doprowadziłam wreszcie do tego, że spotkałam w Warszawie (przez czysty przypadek) starszą Panią Doktor reumatolog, która wysłuchałam mnie, uwierzyła, przebadała od stóp do głowy (dosłownie). Zechciała spojrzeć na mnie w całości (i na moje badania obrazowe na płytkach, dokumentację i USG, które sama robiła przy okazji wizyty) i ostatecznie potwierdziła: „To OCZYWISTE, że odczuwa pani SILNY ból”. Niby to nic takiego, ale jaka ulga to usłyszeć.
Teraz mam to dokładnie przez Nią opisane i mam nadzieję, że dzięki temu moje leczenie (które nie może na tym etapie być prowadzone tylko za pomocą fitoterapii) i rehabilitacja staną się bardziej ukierunkowane i że już nie usłyszę „to niemożliwe”. Wiem, że jeszcze trochę drogi przede mną, ale kolejny kamień milowy zdobyty.

Gdybym była słabsza psychicznie i nie miała żadnego wsparcia, to pewnie już dawno uwierzyłabym w to, że moja głowa płata mi figle i, że „NIC SIĘ NIE DZIEJE”, a mnie się tylko „WYDAJE”, albo że „MAM NERWICĘ”. Pomagała mi też moja wiedza z fitoterapii i aromaterapii (kliknij, żeby zobaczyć, gdzie studiowałam), dzięki której nie ze wszystkim musiałam iść do lekarza. Nie wyobrażam sobie aż takiej zależności.

W artykule, który tu przytoczyłam,  podano jeszcze jeden bardzo trafny cytat dotyczący każdego człowieka, który szuka pomocy w problemie zdrowotnym i który skróciłby również moją drogę (Autor cytatu – Roger Fillingim, dyrektor badań nad bólem „Pain Research and Intervention” University of Florid)

„Leczysz ból, który pacient ma, a nie ból, który wydaje ci się, że powinien mieć.”

W fitoterapii właśnie takimi przesłankami się kierujemy. Już na etapie nauki jesteśmy uczeni, żeby patrzyć na człowieka jako na całość (holistycznie), bo w ciele wszystko od siebie zależy (np. trądzik nie jest tylko problemem skórnym). Wierzymy osobie, która przychodzi do nad na konsultacje po pomoc i razem z tą osobą szukamy najlepszego dla niej rozwiązania. Oczywiście, fototerapia i aromaterapia nie na wszystko może pomóc, ale w wielu sytuacjach bardzo pomaga, ułatwia życie i jak w moim własnym przypadku wspiera medycynę klasyczną.

Treść całego cytowanego artykułu:

https://www.washingtonpost.com/wellness/interactive/2022/women-pain-gender-bias-doctors/

Dodatkowa literatura:

1. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4415749/
2. https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/12705527/
3. https://youtu.be/i3M15sf8YGM?si=pdN5Id_MuVwJcHnC
4. https://thepaincenterinc.com/Blog/ArticleID/1034/Do-Women-Have-More-Chronic-Pain-Than-Men
5. https://www.frontiersin.org/articles/10.3389/fphys.2020.585667/full#B34
6. https://www.wrh.ox.ac.uk/news/painful-periods-increase-pain-sensitivity-throughout-the-month

#zdrowie #kobieta #zdrowiekobiety

Skip to content